Szczerze przyznaję, że ogólnie to nie czytam takiej literatury, a po tę książkę sięgnęłam głównie z czystej ciekawości przez dramę, jaka się przez nią dzieje.
No... mocne... I czuję, że coś za szybko ją przeczytałam...
Początek naprawdę bardzo mnie wciągnął. Czytałam nie mogąc się oderwać, by dowiedzieć się, jakie tajemnice skrywali główni bohaterowie. Naprawdę przyjemnie mi się to czytało.
A potem wreszcie się spotkali i zaczęło się.
Muszę przyznać, że czytałam już różne rzeczy, mam ogólnie sporą tolerancję i wiem, że to fikcja, ale nie mogłam powstrzymać tego, że jednak momentami czułam się dość niekomfortowo. Zdarzyło się też, że wręcz odczuwałam obrzydzenie. Niektóre rzeczy mocno gryzły się z moimi własnymi przekonaniami i jakoś nie chciało mi się wierzyć, że coś takiego mogłoby się kiedykolwiek wydarzyć... Muszę też przyznać, że momentami wybuchałam głupim śmiechem z niedowierzania.
Co do relacji bohaterów również nie czułam, żeby rzeczywiście się tak bardzo kochali. Fragmenty pomiędzy scenami intymnymi jakoś mi tego nie mówiły, a jedyne informacje na temat ich uczuć, jakie dostawałam utwierdzały mnie w tym, że między nimi było tylko pożądanie. Opisy ich zbliżeń tak samo. Może to przez to, co robili, w jaki sposób i też bardzo wulgarne opisy tych scen nie wskazywały mi na to, że oprócz właśnie pożądania i chęci zaspokojenia, między niemi było jakieś silniejsze uczucie.
Mimo to wewnętrzna walka jaką prowadził w sobie Tyler brzmiała dla mnie całkiem sensownie i dobrze mi się to czytało. Nawet go polubiłam. Za to Poppy dość często mnie irytowała. I sory, ale jakoś nie mogłam doszukać się tej jej niesamowitości i cudowności, którą widzieli Tyler i Millie. I wszyscy inni. Choć nie raz było to podkreślane, jakoś tego mimo wszystko nie czułam...
Naprawdę wszystkie te fabularne fragmenty pomiędzy intymnymi momentami bardzo mi się podobały. Kiedy bohaterowie rozmawiali o swoich problemach i odczuciach, dzielili się swoimi traumami.
Ostatnie strony były super, szczególnie wtedy, kiedy wszystko się już skończyło i uspokajało, Tyler prowadził normalne życie... a potem był ostatni rozdział i epilog, które skutecznie zepsuły mi całą końcówkę...
Po przeczytaniu stwierdzam, że to chyba jednak nie jest mój typ literatury...