Po lekturze "Saturnina" żwawo pościągałam do biblioteki kilka kolejnych książek Małeckiego. Na chybił trafił do czytania wybrałam spośród nich "Ślady" i był to traf w dziesiątkę, bo było tu spore nawiązanie do bohaterów "Saturnina". Tak naprawdę ta książka to kalejdoskop opowiadań o różnych rodzajach końca świata - śmierci. Byłam trochę rozczarowana tą formą na początku - za krótkie te opowiadania! Ale potem z każdym jednym dałam się porwać coraz bardziej wrażliwej i wzruszającej narracji. Przyznam, że nie wszystkie opowiadania odebrałam z należytym zrozumieniem, ale może to należy zrzucić na karb wydarzeń (wszak byłam z Dzidzią w szpitalu), a może po prostu to, że mam taką a nie inną wrażliwość. Te opowiadania, które do mnie trafiły, trafiły mocno. Bardzo piękny kawałek literatury.
lubimyczytac.pl:
Wielobarwny i zaskakujący kalejdoskop ludzkich życiorysów.
Koniec świata za każdym razem wygląda inaczej. Jest pędzącą kulą, błyskiem szkła, odgłosem pukania do drzwi. Czasami nadchodzi w huku. Czasami cicho krąży wokół stołu.
Tadeusz ginie na wojnie, ale nie umiera cały. Pada na ziemię z rozerwaną głową, aby od tej pory trwać w życiach innych. Bożena, jego daleka krewna, zostaje światowej sławy modelką, nigdy jednak nie przestaje uciekać przed samą sobą. Ludwik, jej ojciec, co rano budzi się, nie wiedząc, kim jest, a jednak próbuje być kimś. Kolejne życiorysy przeplatają się coraz gęściej, tworząc niepokojącą mozaikę radości, tęsknot i lęków.
Wojna, miłość, szaleństwo i wspomnienia. Samotnicy, kochankowie i ofiary. Ludzie z wielkimi marzeniami i przeszłością, o której nieraz chcieliby zapomnieć. Ci, którzy żyją tylko w połowie, i ci, którzy chcą żyć wiele razy.
A pośród nich coś, o czym żaden z nich nie ma pojęcia. Choć niektórzy przeczuwają.