Nastolatka wraca ze szkoły. Nagle zatrzymuje się, bo przyszło jej do głowy coś intrygującego. "Ciekawe, czy zapamiętam tę chwilę tylko dlatego, że o tym pomyślałam?". Dziś, po dziesięciu latach, pamięta dobrze nie tylko ową chwilę i myśl, ale nawet miejsce i pogodę tamtego dnia. Pisze:
"Wszyscy ludzie trwamy w ten sam sposób w czasie. Z dnia na dzień. I nie da się wymazać albo zaprzeczyć temu, co już było. Stało się. Trwamy tak od wieków, więc nie ma przerwy pomiędzy Arystotelesem, a nami w XXI wieku. Minęło wiele dni, ale jego myśl trwa w nas, jako nasza przeszłość. Jakby nie patrzeć jest to część naszej historii, a nie czyjejś. Wszelkie próby zrywania z nią, zrywania z tradycją, zawsze są odniesieniem się do niej”.
Cytat pochodzi z jednego z postów @zabrylka, która od kilku tygodni przedstawia nam na Steemicie swój projekt światopoglądowy. Czytam jej teksty z ogromnym zainteresowaniem. Sam pisałem tutaj min. o tym, że zbudowanie sobie obrazu świata staje się coraz trudniejsze i może za chwilę wymagać pomocy specjalisty; przejście od wiedzy naukowej do pełnego światopoglądu nie jest łatwe; wskutek postępu technologicznego zacierają się podstawowe kategorie jak "żywe" i "martwe"; powstają paradoksalne wierzenia jak katolicki transhumanizm; a na dodatek rzeczywistość, czymkolwiek jest - zaczyna być sztucznie poszerzana (AR).
Ustawianie tła
@zabrylka opisuje nasze uzależnienie od kulturowych tradycji: “trwamy tak od wieków…”. Ale - pomyślałem sobie - czy wieki to nie za mało? Skoro już sięgamy poza granicę naszego jednostkowego życia: dlaczego cofać się tylko o stulecia? Dlaczego nie tysiąclecia albo miliony lat? Oczywiście inaczej pochodzę z mojej pamięci (dziesięciolecia), inaczej z ludzkiej kultury (stulecia i tysiąclecia), a jeszcze inaczej z przyrody (miliony lat).
Dlaczego nie sięgnąć w przeszłość naprawdę głęboko? Mieszkając nad Wisłą uczymy się kojarzyć “tradycję” z 1000 lat historii pojedynczego państwa/narodu. To są nasze korzenie. Liberalny humanizm oswoił wielu z nas z inną tradycją: całej ludzkości, aż po naukę, prawa człowieka, demokrację. Tutaj możemy utożsamiać się z wszystkim, co wytworzył homo sapiens na przestrzeni kilkuset tysięcy lat. Ale wcale nie musimy się tu zatrzymać! Czy nie jesteśmy częścią wszystkiego, co żywe? Zwolennicy tzw. wielkiej historii opisują procesy zachodzące w nas i wokół nas wstecz przez naszych zwierzęcych przodków, prymitywne formy życia, a nawet ewolucję materii nieożywionej. Nazywają nas “dziećmi gwiazd”. Dawid Christian marzy o nowej Księdze Rodzaju, zaczynającej się od Big Bangu, która jego zdaniem może nam właśnie pomóc budować światopogląd…
Ja i my, i opowieści
Drugie moje pytanie dotyczy tego zdania:
“Wszyscy ludzie trwamy w ten sam sposób w czasie”
Zastanawiam się nad tym przejściem: od mojego wspomnienia, które pozwala mi trwać w czasie - do trwania w czasie “wszystkich” ludzi. Takie przejście wydaje mi się o wiele trudniejsze. Ludzie żyją w społecznościach, a “klejem” do zlepiania społeczności nie jest chyba suma indywidualnych wspomnień pojedynczych ludzi? Yuval Harari w 'Sapiens", na podstawie przeprowadzonej z ogromnym rozmachem analizy historycznej uznał, że tym “klejem” są masowo popularyzowane fikcje, opowieści.
Powtórzę jego fenomenalny przykład średniowiecznego rycerza, uczestnika krucjat. Chodzi o angielskiego rycerza o imieniu John, który po zdobyciu Jerozolimy przez muzułmanów w roku 1187 postanowił wyruszyć do Ziemi Świętej na ogłoszoną przez papieża krucjatę. Harari zastanawia się: Co skłoniło tego rycerza do porzucenia wygodnego życia w jego zamku i niebezpiecznej wyprawy do kraju, z którym wcześniej nie miał nic wspólnego? Odpowiedzią jest cała historia życia, wychowania i kultury, otaczającej Johna. Jako dziecko wysłuchiwał on rodzinnych legend o wyprawie jego dziadka na jedną z poprzednich krucjat i patrzył na jego otoczony kultem miecz, zawieszony nad kominkiem. Potem był widzem przedstawień, ukazujących dzielnych chrześcijan, broniących Jerozolimy. W niedzielę podczas mszy w kościele podziwiał kolorowy witraż, na którym Godfryd z Bouillon zmagał się z odrażającymi muzułmanami… I tak dalej, i tak dalej. “W ten sposób - wyjaśnia Harari - oczko za oczkiem, średniowieczna cywilizacja rozpościerała swoją sieć znaczeń, łapiąc w nią Johna i jemu współczesnych jak muchy”.
Cywilizacja średniowieczna, oświeceniowa czy informatyczna - każda z nich łapie nas w pajęczynę swoich opowieści, zwyczajów, wartości. W ten sposób społeczeństwa ‘trzymają się kupy”, możliwy jest podział zadań między milionami nie znających się ludzi, koordynacja, współpraca.
O olbrzymach
Czy naprawdę warto pamiętać o tej różnicy między trwaniem w czasie człowieka, a trwaniem w czasie “nas wszystkich”? Udane przejście od “moich tradycji” (wspomnień) do “naszych tradycji" (opowieści, obyczajów itp.) wydaje mi się o tyle ważne, że odsłania podwójną naturę światopoglądów. Nie tylko są one mapami świata, ale także spoiwami ogromnych społeczności.
Ja nie skupiałbym się za bardzo na osobach, na mędrcach, którzy zapoczątkowali różne światopoglądy. Jeśli się powie, że “nie ma przerwy pomiędzy Arystotelesem, a nami w XXI wieku” - łatwo nam umknie, że przecież nie dotarł do nas “Arystoteles”, tylko “arystotelizm”, czyli pewna wizja świata. Opowieść. Jeśli przeniesiemy uwagę na opowieść, łatwiej zauważymy, że arystotelizm bynajmniej nie zajmuje takiej pozycji, jak w starożytności czy średniowieczu. Rewolucja naukowa usunęła go z astronomii, fizyki, biologii. Nie stoimy już na aż tak bardzo “na ramionach tego olbrzyma”. (Jeśli arystotelizm wpływa na nas dziś, to chyba najsilniej jako “neotomizm”, czyli jako interpretacja Tomasza z Akwinu i popularna filozofia katolicyzmu).
Kwiat z mechaniczną duszą
W pewnych przypadkach skorzystanie z “dawnych mądrości” wydaje się szczególnie trudne. Przypomnę ostatni fragment opisu tradycji, jaki proponuje @zabrylka:
“Bez niej musimy całą naszą energię poświęcić na wspinanie się na wysokość olbrzymów. I jeśli nawet nam się uda – nie zobaczymy nic więcej niż oni, tyle lat wcześniej. Jeślibyśmy jednak skorzystali z ich mądrości – jesteśmy w stanie widzieć dalej niż kiedykolwiek”.
Trudność pojawia się oczywiście przy technologiach nieznanych starożytnym, a czasami nieznanych nawet naszym dziadkom. Co Arystoteles albo św. Bernard mogli wiedzieć o internecie i blokczejnie? @zabrylka pisze:
“są to jedynie wytwory człowieka, narzędzia tworzone przez niego. Kryjąca się za nimi treść w gruncie rzeczy jest niezmienna”
Hmmm... Co w takim razie zrobić z takimi projektami artystycznymi, jak “plantoid” Primavery de Filippi? Ten pomysłowy mechaniczny kwiatek nie tylko ma “duszę” w postaci smart contract, zainstalowanego na blokczejnie. Na dodatek jest prawnym właścicielem siebie i pracodawcą artystów, pomagających mu się “rozmnażać”! (Opłaca ich w bitkojnach). “Treść” kryjąca się za tym projektem: pytania o antropocentryzm, o podmiotowość w sztuce i społeczeństwie, o prawo własności, o świat informatyczny, bliski punktu w którym inteligencja czy pieniądz przestaną być tylko naszą, ludzką własnością. Można by to wszystko pewnie mozolnie przetłumaczyć na arystotelizm albo inną mądrość dawnych “olbrzymów” - ale czy warto?
Ja bym zaryzykował prostsze stwierdzenie: że wraz z nowymi technologiami pojawiają się (jednak!) zupełnie nowe treści. Nie byłoby państw bez pisma, nie byłoby socjalizmu bez silników i nie byłoby tego czegoś, co próbuje nam przekazać de Filippi - bez komputerów i blokczejna.
Mogę się mylić, oczywiście. Projekt światopoglądowy @zabrylka dopiero się nam ukazuje. Ponieważ jednak jest on na etapie opisu - jak to określiła Autorka - “kluczowych pojęć”, pozwoliłem sobie zadać kilka pytań. W końcu takie “kluczowe pojęcia” to nie byle co: cały obraz świata będzie właśnie na nich zbudowany. (Tak czy inaczej, mocno trzymam kciuki za ten projekt!)
Opierałem się głównie na:
David Christian, We Need a Modern Origin Story
Yuval Harari, On the myths we need to survive
Kat Mustatea, Meet Plantoid: Blockchain Art With A Life Of Its Own
Zdjęcie pochodzi stąd.
Zgłaszam do konkursu "W labiryncie świata" jako ripostę do projektu @zabrylka (4 ostatnie posty)