Czas spróbować zapisać tyle na ile mam cierpliwości i pamięci wydarzenia z ostatnich dni ( piątek - niedziela, czyli tu i teraz).
Jak powiedział kolega Marek w pracy przy czyszczeniu piwnicy z wełny mineralizowanej (wszyscy jakoś wkurzają się na moje gadulstwo) "Ty chyba powinieneś być jakimś kronikarzem" - zapewniłem go, że już bywam, nawet jeśli trudno wytłumaczyć ideę block-chainowego dziennika czy bloga.
W piątek wszyscy pracowali na pół gwizdka - kierownik zespołu Adrian ruszył na nowe wyburzenia ( w Krynicy?!) a mający nas teoretycznie nadzorować koparkowy (operator koparki) w nic nie ingerował i praktycznie dał nam w działaniach wolna rękę.
Co z tego kiedy cienkie gipsościanki w piwnicach oczekiwały rozwalenia młotami (operowałem krótką siekierką która zaiste sprawdziła się idealnie - nie męcząc ręki swym ciężarem) .... ale generalnie 70 % zespołu przez dużą ilość czasu opierniczało się pijąc piwo itp i szabrując kable do oskrobania - by wydobyć cenną miedź ( 30 zł / kg ?! ), powierzchnie dwóch pięter to ładne kilkaset metrów kwadratowych - piwnicy także, niestety po rozwaleniu ścianek czekało nas pakowanie wełny do 1000 kilowych worów ( big bagów) większość czasu pracowałem nad tym wraz z kolegą Ukraińcem Andriejem z Sambora.
W końcu popołudniu brakło szczęśliwie nawet big bagów do pakowania (działanie w kostiumie jednorazowym teoretycznie ochronnym rozmiaru chińskie L - było naprawdę tragikomiczne).
Po szesnastej zajrzał szef firmy - ŚLĄŚK WYBURZENIA tm "( jeden z dwóch ) nie ruszył się chyba dalej niż plac gdzie zaparkował mercedesa - obiecał skoczyć po wypłatę i wrócił po 17 z Castoramy z zaopatrzeniem oraz wypłatami ...
Wypiłem z ekipą pierwszy browar ( Captain jack ) na ławeczce koło żabki - w ramach proletariackiej integracji - po czym powlokłem się do domu - pod prysznic - udało się umyć włosy pierwszy raz od wielu dni - od 20 przy klasztorze Norbertanek trwało okrętowe muzykowanie - zaiste zacna impreza - wyrównująca mi zeszły tydzień zapóźnienia spowodowanego bardzo interesującą Nocą Muzeów w @krolestwo.
wisiorek który mógłby wisieć na okrętach gdyby nie ryzyko kradzieży - zaprezentowany po raz pierwszy przez kapitana - celtycka królowa Boudicca od której galar wziął nazwę !
jakieś przypadkowe zdjęcie z imprezy,
Oba zdjęcia autorstwa i zamieszczone za zgodą kapitana Zbójów Wiślanych - Bartłomieja "Terrora"...
Było chyba z pięć gitar i cudowna mieszanka szant, pieśni żeglarskiej i polskiej klasyki z lat około 90 - także dwie rzeczy które śpiewam prawie całe z pamięci ("Nasza Klasa" Kaczmarskiego i "Sen Katarzyny Dwa" (:) żartuję ! ) miałem spać na okrętach ale silny wiatr, przed którym ostrzegał alert RCB łomoczący żaglem (jak się okazało nie związanym właściwie ) i potencjalny deszcz przekonały mnie do powroty do domu przed trzecią.
Po drodze mignął nam szaro-czarny feneko-podobny lisowaty stwór biegnący wzdłuż górnego muru nad bulwarami.
w sobotę zebrałem się z trudem nie mając czasu sprawdzić czy jest "Blindfold joga" w "Kontakcie" okazało się że nie ma więc ruszyliśmy z kolegą z powrotem na okręty, których poszukiwania nie były całkiem łatwe (miały być pod Kościołem na skałce - ostatecznie zaczekaliśmy aż dopłyną pod Norbertankami - ostatecznie między 12:30 - 18:20 (?) byłem na okrętach trwały prace porządkowe na małych łódkach - pychówkach (przy koszeniu bulwarów zostały zasypane trawą- która nie powinna na nich gnić - trochę prac porządkowych na Galarze - oraz prace przy regulacji i naprawie rowerów na bulwarze ( bo udało mi się wyciągnąć Tomka złotą rączkę z domu )
dostarczyłem jednym kursem 35 litrów wody do gotowania na przykład kawy - 5 litrówki z pobliskiej na szczęście Biedronki) .
Po osiemnastej, kiedy wreszcie popłynęliśmy (we troje) spod Norbertanek do mostu Grunwaldzkiego miałem już trochę dość przebywania w jednym otoczeniu - zajrzałem więc do Herberciarni na biskupiej gdzie trwała zabawa w lepienie form z gliny ( w tym pizzy babilońskiej ! )
Podjechałem też do dwóch pubów metalowych/rockowych - motywowany okolicznością towarzysko społeczna - Boss Garage Pub (melina ! :) ) i Classic rock clubu na ulicy Rajskiej - w obu panował pewien sobotni tłok ale było raczej sympatycznie.
Ostatecznie i tak ruszyliśmy na nocną eskapadę rowerową z kolegą który upierał się że jacyś pijani ludzie w centrum na pewno zgubią pieniądze, które on znajdzie - wyszło z tego tyle że miałem znalezioną i tak wcześniej, wyszło z tego tyle że mam pełną ramę mentolowych fajek - niepotrzebnych mi bo nie palę ...
NIEDZIELA - działania od około 11 w książko/ciucho dzielni (chyba spiorunuję zacząć jeździć na deskorolce) - oraz dalsze próby odpoczynku - czekam na ciekawy koncert akordeonowy projektu TANGREEN wieczorem w kontakcie :) !
ENGLISH (most of)
It's time to try to write down as much as I have patience and memory of events from last days ( Friday - Sunday that is here and now ).
As my colleague Marek said at work while cleaning the basement from mineralized wool (everyone almost gets annoyed at my talkativeness) you should probably be some kind of chronicler - I assured him that I already am, even if it is difficult to explain the idea of a blockchain diary / blog
On Friday, everyone was working at half speed - Adrian, the team leader, went to a new demolition site (in Krynica?!) and the excavator, who was supposed to theoretically supervise us, did not interfere in anything and practically gave us a free hand.
So what if the thin plaster walls in the basements were waiting to be smashed with hammers (I was operating a short axe which actually worked perfectly - not tiring my hand with its weight) .... But in general 70% of the team spent a lot of time drinking beer etc. and looting cables to scrape - to get the valuable copper ( 30 zl / kg ?! ). Unfortunately after destroying the walls we had to pack the wool into 1000 kg bags (bigbags?) Most of the time I worked on this together with a Ukrainian colleague Andrei from Sambor.
At the end of the afternoon we luckily ran out of packing bags (it was really tragicomic to work in a theoretically protective disposable suit of Chinese size L)
After 16 looked the boss of the company (one of two) did not move further than the square where he parked Mercedes - promised to jump for payment and returned after 17 from Castorama with supplies ...
I drank my first beer (captain jack) with the team on the bench near the frog - as part of the proletarian integration - then I went home - to take a shower - I managed to wash my hair for the first time in many days - from 8 pm at the Norbertine Monastery there was a ship music - a really good event - making up for the last week's delay caused by a very interesting Night of Museums in @krolestwo
a pendant that could hang on the ship if it wasn't for the risk of theft - presented for the first time by the captain - Celtic queen Boudicca from whom the galleon took its name !
some random photo from the event
there were 5 guitars - and a wonderful mix of shanties, sailing songs and polish classics from the 90s - also two things I sing almost from memory ("Nasza klasa" by Kaczmarski and Sen Katarzyny Dwa (:) I'm joking ! ) I was supposed to sleep on the ship but the strong wind against which even the RCB alert warned rumbling of the sail (as it turned out not tied properly) and the potential rain convinced me to return home before three o'clock
On Saturday I gathered with difficulty, not having time to check if there is "Blindfold yoga" in "Contact" - it turned out that there is not, so I went with a friend back to the ships, whose search was not quite easy (they were supposed to be under the church on the rock - finally we waited until they arrive at the Norbertines - finally between 12:30 - 18:20 (? ) I was on the ships - there were cleaning works on small boats - pychówka (when mowing the boulevards they were covered with grass - which should not rot on them - some cleaning works on Galar - and work on adjustment and repair of bikes on the boulevard (because I managed to get Tomek the handyman out of his house)
I delivered in one go 35 liters of water to boil for example coffee - 5 liters from nearby fortunately Biedronka).
After 18 when we finally went (the three of us) from the Norbertine Sisters to the Grunwaldzki bridge I was a bit fed up with staying in one environment - so I looked up at Herberciarnia at Biskupia street where a game of clay moulds making was going on (including Babylonian pizza!)
I went also to two metal/rock pubs - motivated by social circumstances - Boss Garage Pub (a den ! :) ) and Classic rock club on Rajska street - in both there was a certain Saturday crowd, but it was rather nice.
In the end we went for a night bike ride with a friend who insisted that some drunk people in the city center for sure will lose the money that he will find - the only thing that came out of it is that I had found it earlier anyway, the only thing that came out of it is that I have a full frame of menthol cigarettes - unnecessary for me because I don't smoke ...
SUNDAY - activities from about 11 in the book/cigarette room (I think I'm going to start skateboarding) - and further attempts to relax - I'm looking forward to an interesting accordion concert by the TANGREEN project in the evening in contact :) !