„Chore postępowanie brytyjskich instytucji nie tylko zabija Alfiego i łamie serca jego rodzicom — ale też przekreśla szanse na przeżycie innych dzieci, dotkniętych podobnym schorzeniem, którym można by pomóc, gdyby Alfie był leczony i jego choroba badana, zamiast skazać go na śmierć...” — piszę w komentarzu, który ukaże się na łamach jutrzejszego „Kuriera Wileńskiego”, a dotyczy tego, w jaki sposób #AlfieEvans jest traktowany przez brytyjskie sądownictwo.
W sprawie tej bulwersujący jest niemal każdy jej aspekt. Postawienie policjantów przy łóżku dziecka, mimo iż nie jest ono więźniem, a rodzice nie zostali pozbawieni praw opiekuńczych. Zakazanie dalszego leczenia, motywując to „najlepszym interesem” pacjenta. Torpedowanie rozwoju medycyny poprzez niedopuszczanie do terapii tak samo, jak w przypadku Charliego Garda rok temu. To wszystko, i wiele innych rzeczy, stanowi o jakimś szaleństwie partycypujących w tym obłędzie osób i instytucji, lub jakimś głębokim zabobonie — bo przecież dla postronnego obserwatora oczywista jest wewnętrzna sprzeczność tych wyroków i poczynań, uważanie śmierci dziecka za jego „najlepszy interes” i zrozumienie, że szansą dla ludzkości jest właśnie pochylenie się nad chorym i ułomnym, a nie skazanie go na śmierć.
Dziwi też, że w polskich mediach historia Alfiego Evansa nie schodzi z nagłówków, a w litewskich (poza katolickimi) nie ma na ten temat dziś żadnej wzmianki.