I’m not perfect, but I don’t give up. A woman who finally chose herself
I have four kids. A great husband (though sometimes I want to hit him with a pillow in the middle of the night). Three years ago, I decided to change my life – I quit my job as a manager and started studying again. Today, I work in a kindergarten. And privately? Let’s just say I’m managing a full-time circus.
But in the middle of all that chaos, I started doing something just for me. For real. Not between washing dishes and another dentist appointment for the youngest. I simply started moving – for my health, for my mind, for myself.
Since January, I’ve lost over 14 kilograms. No miracle diets. No cabbage detox. No “magic Mondays.” I just started working out, walking more, going to classes, and eating a bit more consciously. Not all at once. Not perfectly. But consistently.
And you know what? I feel better. Not just in my jeans, which finally stopped threatening to explode, but in my head. Truly better.
Movement turned out to be my therapy. Not some romantic yoga-on-the-beach kind of thing. More like: “You’re overwhelmed? Go and sweat it out.” After an hour of lifting weights and doing Tabata, I don’t have the strength to stress about work, overthink my worries, or feel guilty for skipping laundry. My brain has to keep up with my body – and that brings relief.
Is it hard sometimes? Of course. This week, my throat is sore, my eyes are watery, and my to-do list is rolling into next month. But hey, we women don’t get sick – we just operate in low-power mode.
I’m not perfect. Sometimes I eat too much chocolate. Sometimes I want to run away from everyone and everything. Sometimes I just cry. But I never stop trying. I don’t give up, even if I have to start over for the tenth time.
And maybe that’s the real strength – not being perfect, but choosing myself over and over again, every single day.
If you’re tired, overwhelmed, feel like you’ve messed up again – high five. I’ve been there too. But ever since I gave myself the space to take care of my body and mind, I’ve slowly started coming back to me.
Slow down. Or speed up – if that’s what you need. Just don’t forget: you matter. Not only as a mom, a wife, or an employee. As you.
Nie jestem idealna, ale się nie poddaję. O kobiecie, która w końcu postawiła na siebie
Mam czworo dzieci. Fajnego męża (choć czasem mam ochotę zdzielić go poduszką w środku nocy). Trzy lata temu postanowiłam zmienić swoje życie – rzuciłam pracę menadżera i poszłam na studia. Dziś pracuję w przedszkolu. A prywatnie? Ogólnie bajzel na pełen etat.
Ale w tym całym chaosie zaczęłam robić coś dla siebie. Tak serio. Nie między myciem garów a wizytą u dentysty z najmłodszym. Po prostu zaczęłam się ruszać – dla zdrowia, dla głowy, dla siebie.
Od stycznia schudłam ponad 14 kilogramów. Bez cud-diety, bez detoksu z kapusty, bez „magicznych poniedziałków”. Zaczęłam się ruszać, chodzić na zajęcia, spacerować i trochę bardziej ogarniać swój talerz. Nie wszystko naraz. Nie zawsze idealnie. Ale konsekwentnie.
I wiecie co? Czuję się lepiej. Nie tylko w spodniach, które w końcu nie trzeszczą w pasie, ale w głowie. Naprawdę lepiej.
Ruch okazał się moją terapią. Nie jakąś romantyczną jogą pod palmą, tylko konkretnym: „masz dość wszystkiego? To idź i się porządnie zmęcz”. Po takich zajęciach z ciężarami i tabatą nie mam siły myśleć o pracy, zmartwieniach czy tym, że znowu nie zrobiłam prania. Bo głowa musi nadążyć za ciałem. I to właśnie daje mi ulgę.
Czy bywa ciężko? Oczywiście. W tym tygodniu piecze mnie gardło, oczy mi łzawią, a lista „do ogarnięcia” zdaje się nie mieć końca. Ale przecież my, kobiety, nie chorujemy – po prostu działamy na wolniejszych obrotach.
Nie jestem idealna. Czasem zjem za dużo czekolady. Czasem mam dość wszystkich i wszystkiego. A czasem po prostu siedzę i ryczę. Ale nie przestaję próbować. Nie poddaję się, nawet jeśli muszę zaczynać dziesiąty raz.
I chyba właśnie w tym tkwi siła – nie w perfekcji, tylko w tym, że każdego dnia na nowo wybieram siebie.
Jeśli jesteś zmęczona, masz wrażenie, że wszyscy czegoś od Ciebie chcą, że znowu coś zawaliłaś – przybij piątkę. Ja też tak mam. Ale od kiedy dałam sobie przestrzeń, żeby zadbać o swoje ciało i głowę, naprawdę zaczęłam wracać do siebie.
Zwolnij. Albo przyspiesz – jeśli tego potrzebujesz. Ale nie zapominaj, że Ty też jesteś ważna. Nie tylko jako mama, żona czy pracownica. Jako Ty.