"Mam wielkie szczęście, że mieszkam w Polsce" - wczoraj po raz kolejny usłyszałem to wyznanie z ust @lpa. Chodziło oczywiście o to, co dzieje się we Włoszech, zwłaszcza o ograniczanie wolności obywatela w kontekście covidowym. Przekorna natura kazała mi jednak stanąć w kontrze: "Ale zaraz! Po pierwsze: u nas też nie brakuje ludzi, którzy z pełnym przekonaniem umieścili by niezaszczepionych w gettcie. Sęk w tym, że nie są u władzy. A po drugie: partia rządząca nie wprowadza "paszportów" tylko dlatego, że boi się reakcji społecznych. Gdyby nie postawa ich elektoratu, to już dawno mielibyśmy podkręcone restrykcje i lockdowny."
Lorenzo nie przyjął mojej argumentacji i przywołał przykład opiniotwórczego dziennika Corriere della Sera, w którym ostatnio pojawił się artykuł w pełni aprobujący zachowanie lekarza, który odmówił leczenia niezaszczepionego pacjenta. Z ciekawości zajrzeliśmy na stronę gazety. Pierwsze 8 artykułów poświęcone były C-19. "To sprawia, że ludzie wariują! We Włoszech jest teraz kompletne szaleństwo! Głównym tematem jest Covid." Chciałem polemizować, ale fakty mówiły same za siebie. Przyznałem więc rację naszemu dyżurnemu Włochowi. Z ciekawości zajrzałem też na strony innych gazet - z Polski i Łotwy...
Cóż, na tym polu faktycznie jest u nas normalnie. Nawet na Łotwie, gdzie wprowadzono godzinę policyjną i bez paszportu covidowego nie można wejść do żadnego zakładu pracy ludzie mimo wszystko żyją innymi tematami. Choćby tym jak uszczelnić własną granicę. Ostatnio napisała do mnie znajoma z Rygi. Jest przerażona tym co robi Łukaszenko. Nie potrafiła też zrozumieć jak to jest, że Polacy nie potrafią mówić jednym głosem w tak fundamentalnej dla bezpieczeństwa kwestii. I w sumie już nie wiem, gdzie jest normalnie a gdzie nie jest. I co jest większym problemem - narracja, klasa polityczna czy podziały społeczne. A może wszystko naraz?