Na ostatnim PZU Maratonie Warszawskim zmarł uczestnik tego biegu i jak w każdym takim przypadku w internecie pojawia się temat śmierci biegaczy.
Mówią, że sport to zdrowie, ale ten co to powiedział chyba nie uprawiał żadnych sportów wytrzymałościowych, a to już kolejny przypadek śmiertelny w trakcie biegu. Ciężko tak na prawdę powiedzieć ile ich już było w historii bo jeżeli policzyć takie zdarzenia tylko podczas zawodów to jesteśmy w stanie to zrobić, ale do śmierci może dojść nawet po kilku dniach od startu. Co jest przyczyną? Głównie problemy z sercem, które przez kilka godzin musi pracować na najwyższych obrotach.
Śmiertelność zwiększa się z pokonanym dystansem także w ultramaratonach czy triathlonie na dystansie ironmana jest znacznie większa niż w maratonach.
Czy da się temu zapobiec? I tak i nie. Można zrobić sobie komplet badań co oczywiście znacząco by zmniejszyło te statystyki, ale często mamy do czynienia z ukrytymi wadami serca, których nie wykryją takie badania. Kolejna kwestia to trzeba znaleźć dobrego lekarza idą co pierwszego lepszego od razu położyłby taką osobę w szpitalnym łóżku. Maratończycy czy ultrasi odbiegają znacząco od norm dla zwykłego Kowalskiego np. tętno spoczynkowe jest znacznie niższe - my możemy normalnie funkcjonować gdzie inny człowiek by już leżał nieprzytomny, serce inaczej wygląda przez co pojawia się problem czy to normalnych efekt treningów wytrzymałościowych czy jego wada i jeżeli pójdziemy do lekarza kilka dni po biegu to stwierdzi zawał serca bo w trakcie takiego wysiłku przedostaje się do krwi pewne białko jak przy zawale.
Śmiertelność w takich sportach da się zmniejszyć poprzez badania jak pokazują statystyki w niektórych krajach, w których takie badania są obowiązkowe jednak nawet i bez nich ilość takich zdarzeń jest znikoma jak powiedzmy ze śmiercią w górach gdzie rocznie ginie więcej ludzi.
A tutaj jeszcze jeden ciekawy przypadek z ostatniego maratony warszawskiego gdzie zawodniczka zemdlała 800 metrów przed metą