Recenzja 1 sezonu @herosik/recenzja-initial-d-first-stage
Recenzja 2 sezonu @herosik/recenzja-initial-d-secong-stage
Zacznę nietypowo, bo od przytoczenia pewnej plotki. Zaznaczam, że nie wiem, ile jest w tym prawdy, być może niewiele, może wcale, ale usłyszałem to od zaufanej osoby + brzmi wiarygodnie. Powiedział mi o tym mój ex-kolega (QuantumSoul, dawno temu udzielał się na scenie M&A w Polsce), który swego czas był wielkim fan-boyem "Initial D". Ponadto uczył się japońskiego, zdecydowanie lepiej posługiwał się angielskim, nie wspominając o tym, że jego wiedza nt. anime była większa niż moja. Przechodząc do rzeczy, podobno muzyka z tego anime została nielegalnie wykorzystana, bez uprzednio zakupionej licencji. Ludzie "na górze" od początku ignorowali to anime, które w dużej mierze zawdzięczamy jednemu fanatykowi. Facet bardzo naciskał na swoich przełożonych, by ci pozwolili mu zrobić adaptację tej mangi (ten sam, który zrobił modele CGI w 1 i 2 serii TV). Generalnie dali mu wolną rękę na zasadzie "baw się gościu, niewiele tracimy, a skoro ty chcesz harować, to haruj". No to gościu wykorzystał muzykę od europejskich twórców, wykonał modele w grafice komputerowej, zmontował poszczególne segmenty w odcinek i wysłał je do telewizji. Jak szefowie skapnęli się co się stało, to prawdopodobnie byli wściekli. Naród ten słynie ze swojego stosunku do piractwa (szczególnie mocno potępiają to zjawisko) oraz szacunku wobec własności intelektualnej. Nikt jednak nie wyciągnął konsekwencji wobec chłopaka, bo telewizja zanotowała wysoką oglądalność pomimo kiepskiej godziny emisji, a twórcy Eurobeatu zarobili więcej kasy na sprzedaży swoich płyt CD. Popularność muzyki tego gatunku przygasła, a że internet był jeszcze zbyt archaiczny, a architektura sieci była w kiepskim stanie, to trudno było pobierać piosenki, nie mówiąc już o jakimś odpowiedniku YouTube. Jeśli się chciało posłuchać muzyki przed wydaniem płyty z soundtrackiem, to trzeba było kupić krążki wykonawców Eurobeatu. O ile większość tej teorii może być plotką, o tyle muzycy na pewno dorobili sobie dzięki ambitnemu Japończykowi Jak już mówiłem, nie wiem ile jest w tym prawdy, ale po obejrzeniu 3 sezonów i usłyszeniu, że ten typ muzyki już na stałe przykleił się do "Initial D", to jest to moim zdaniem bardzo prawdopodobne. Tym bardziej, że trzecią część mangi postanowiono zrealizować w formie ładnego filmu kinowego, a nie serialu telewizyjnego ze stosunkowo niskim budżetem.
Ten trwa godzinę i 45 minut, a za jego produkcją stoi studio Deen. Przed obejrzeniem pierwszego sezonu bardzo się cieszyłem z kinowej formuły. Ta co do zasady wiąże się z lepszą kreską, animacją, efektywniejszymi scenami, większym budżetem, lepszym klimatem etc. Po porównaniu First Stage do trzech filmów kinowych, widzę ile straciłem. Niby to nieistotne sceny, bo wszystko co ważne, to trafiło do filmów, ale wypadły rozmowy między bohaterami, kilka mniej istotnych wątków, które są wartością dodaną z perspektywy całej serii. W filmie nie da się wszystkiego zmieścić, bo odbiłoby się to na jego tempie i trwałby zbyt długo. Odczułem to po Third Stage, który choć bardzo mi się podobał i nie narzekałem na niego ani tuż po seansie ani teraz, gdy minęło już kilka tygodni, to byłem odrobinę zmęczony. Ma trzy długie i angażujące emocjonalnie wyścigi, w tym dwa na tej samej trasie. Filmy z podtytułem "Legend" były odrobinę za krótkie, ale na tyle satysfakcjonujące, że nie pozostawiały niedosytu. Po filmie adaptującym 3 etap mangi, zaznałem uczucia lekkiego przejedzenia. O dziwo, przy niewiele krótszym "Brolym" w ogóle tego nie czułem. Patrząc tak z drugiej strony, to w przypadku ID nie traktuję tego jako wadę, bo w czasie oglądania "Trzeciej Planszy" miałem problemy w życiu osobistym, co mogło w negatywny sposób wpłynąć na mój odbiór.
Pomijając wstęp w postaci streszczenia poprzednich wydarzeń i rozmów między bohaterami, fabuła zaczyna się od rewanżu między Takumim, a Kyoichi Sudou, liderem grupy Emperor. W drugim sezonie Sudou zdeptał jego godność i pokonał, boleśnie uświadamiając mu jego wady. Takumi wyposażony w nowe doświadczenie oraz silnik, przyjechał na jego terytorium i rzucił mu wyzwanie. Wygrał je dzięki swoim żelaznym nerwom i skłonności do ryzyka. Jak słusznie powiedział posiadacz Mitsubishi Lancera, osoba o zwykłych nerwach jest niezdolna do takich akcji, jak on. Niewiele później na Irohazaka przybywa Kai, syn Kena Kogashiwa, dawnego rywala ojca Takumiego. Ich relacja została tutaj przedstawiona w pewnym sensie, jak Goku vs Vegeta. Kai chciał rzucić wyzwanie liderowi Emperor i ze smutkiem dowiedział się, że Irohazaka ma nowego czempiona od niedawna. Chłopak wkurzył się i postanowił zmienić swój cel. W podobnym czasie spotyka na swojej drodze Buntę i ma okazję przyjrzenia się maszynie swojego przyszłego przeciwnika z bardzo bliskiej perspektywy. Trzeci wyścig, czy raczej pościg, odbywa się w trakcie przerwy zimowej. Choć kierowcy z tego anime są Bogami w street-racingu, to nawet oni nie są w stanie zapanować nad autem, gdy nawierzchnia jest zbyt śliska. Deszcz i jesienne liście jeszcze da się przeżyć, ale nie są takimi wariatami, by ryzykować swoim życiem. Wyjątkiem jest Takumi, ale tak jak już mówiłem, jego podejście stoi na granicy dzielącej szaleństwo i popierdolenie. Poza tym scenariusz jest dobry, ale zauważalnie gorszy niż w 1 i 2 sezonie. Postacie się rozwijają, dostajemy fajne relacje między nimi, nie mam na co narzekać. Na plus mogę zapisać jedno ważne spostrzeżenie Ryosuke Takahashiego, które zapadło mi w pamięci - "Jeżeli pułapka została zastawiona zbyt szybko, to doświadczony kierowca z mocnymi nerwami, może będzie w stanie opanować emocje i odzyskać swój zaburzony rytm, a przez to odrobić straty." Nie zdradzę, do którego wyścigu to się odnosi, ale można to odnieść w uniwersalny sposób do przypadków z naszego życia. Zresztą, w Polsce mamy podobne określenie - "emocje to najgorszy doradca".
Podobnie jest z muzyką, która jest najsłabsza z 3 sezonów, a podobno wręcz najgorsza ze wszystkich. Inaczej jest z openingiem, utwór grupy M.O.V.E jest najlepszym intrem ze wszystkich, jakie póki co usłyszałem w ID. Lubię go słuchać zarówno w anime, czy jadąc samochodem do pracy. Podobnie jest z utworem grupy Speedman - Speed Lover i dużo mniejszym stopniu Max Power. I to tyle, reszta była całkiem niezła i gdyby znajdowała się w innym tytule, to oceniłbym ją jako dobrą, być może nawet bardzo dobrą, ale w przypadku Third Stage przychodzi mi na myśl tylko jedno słowo - rozczarowanie. Poprzednie sezony pod względem ścieżki dźwiękowej zasługiwały co najmniej na ocenę 9/10, a w tym przypadku mogę dać 6-7/10. Nawet te dwa wyszczególnione utwory nijak się mają do poziomu 100, Make up your mind, Speedy Boy, Deja Vu, Don't stop the music, czy tych o których zapomniałem wspomnieć.
Inaczej jest z grafiką, pod tym względem to póki co najładniejszy arc w serii anime. Film trzyma porządny poziom, nie ma niechlujnie narysowanych twarzy, brakujących klatek animacji, samochody mają lepiej wykonane modele techniką CGI. Generalnie wszystko wygląda ok, a rysunki są bardziej szczegółowo wykonane. Niby nic szczególnego, bo filmy pod tym względem zazwyczaj są lepsze od seriali telewizyjnych, ale warto o tym wspomnieć ze względu na marność First i Second Stage. Trudno mi oszacować, jak się prezentował w porównaniu z innymi produkcjami z 2001 roku, ale dzisiaj po 19 latach wygląda całkiem przyzwoicie i równie przyjemnie się go ogląda.
Reasumując, jest to najsłabszy etap "Initial D", jaki póki co widziałem. Kolejne sezony są już klasycznymi seriami telewizyjnymi i podobno najlepsze dopiero przede mną. Nie oznacza to, że to słabe anime - wprost przeciwnie. To nadal porządny produkt, który angażuje emocjonalnie, ma dobry scenariusz i w satysfakcjonujący sposób rozwija fabułę z poprzednich odcinków. Chyba odeszliśmy na dobre ze wzgórza, które Takumi znał na pamięć i przenieśliśmy się na nowe trasy. Polecam, dobra rozrywka.
Dziękuję za pomoc Karolowi.